Kolejne, niekoniecznie ciekawe spotkanie
menedżerów poszczególnych działów firmy sprawiło, że Alicja poczuła niesamowity
przypływ senności. Z ogromnym trudem przychodziło jej powstrzymywanie
ostentacyjnego ziewania i hamowanie oznak własnego znudzenia. Nawet wypita
przed chwilą mocna kawa nie poprawiła jej stanu. Miała cichą nadzieję, że to
zebranie szybko dobiegnie końca, bo powoli tusz w długopisie przestawał pisać,
a poza ozdabianiem notesu różnokształtnymi kwiatkami, nie widziała dla siebie
innego zajęcia na zabicie tej nudy. Prawdę mówiąc nie rozumiała, dlaczego to
właśnie ona musiała brać udział w tym wszystkim, skoro tak naprawdę nie była
nawet pełnoetatowym pracownikiem, a jedynie kimś w rodzaju stażysty. I niestety
również z tego powodu nie miała żadnych praw, aby odmówić uczestnictwa w
podsumowaniu kolejnego miesiąca pracy. Kątem oka spojrzała ze znużeniem na
zegarek, który zdawał się poruszać tak ślamazarnie, że jej powieki mimowolnie
opadały. Zawsze w takich chwilach żałowała, że nie miała zajęć na uczelni, aby
bez żadnych przykrych konsekwencji móc wykręcić się z tego. Rozejrzała się
uważnie dookoła, ale najwyraźniej nie tylko ona myślami była zupełnie gdzieś
indziej. Gdzieś bardzo, bardzo daleko stąd. Uśmiechnęła się z przymusu, kiedy
jej wzrok przypadkiem skrzyżował się z równie znudzonym kolegą z działu księgowości.
Chłopak wzruszył tylko bez przekonania ramionami i posyłając litościwe
spojrzenie, chyba starał się dać jej do zrozumienia, że sam również miał wielką
ochotę uciec stamtąd jak najprędzej.
- Alicja, jedziesz do Warszawy po
świętach.
Na dźwięk własnego imienia wymówionego
dość władczym tonem, wypuściła z dłoni długopis, który z łoskotem upadł na
drewnianą podłogę i potoczył się prosto pod nogi jej przełożonego. W
pomieszczeniu zapanowała totalna cisza i wszystkie oczy zostały skierowane na
jej osobę. Blondynka niespiesznie podniosła przerażony wzrok na mężczyznę, by
po chwili rozejrzeć się po swoich współpracownikach z szeroko otwartymi oczami.
- Ja? – zapytała niepewnie, wciąż nie do
końca będąc przekonaną, czy aby dobrze zrozumiała wypowiedziane przed chwilą
słowa. Bartosz zaśmiał się, podnosząc z ziemi jej długopis i wręczył go
dziewczynie.
- Tak, ty.
- Przepraszam, że pytam, ale po co?
Zrobiła nieco dziwną minę, która
sprawiła, że mężczyzna jeszcze głośniej się zaśmiał. Ona jednak nie widziała w
tym nic śmiesznego. Z potrzebą wielkiej pomocy malującej się w oczach spojrzała
na resztę zgromadzonych tam ludzi. Wszyscy milczeli jednak jak zaklęci. Musiała
sama sobie z tym poradzić. Uśmiechnęła się krzywo do Bartosza, czekając na
kolejne upokorzenie, za to, że kompletnie nie słuchała tego, co wcześniej
mówił. Blondyn tylko westchnął bezradnie i pokręcił głową. Zakończył spotkanie
i pozwolił całej reszcie opuścić gabinet. Została tylko Ala. Nerwowo zaczęła
przygryzać dolną wargę, nie mając bladego pojęcia, czego się po nim spodziewać.
Pracowała już tam jakiś czas, znała pewne zachowania Bartka, ale nigdy jeszcze
w takiej sytuacji się nie znajdowała. I nie zamierzała ukrywać swojego
przerażenia.
- Kiedyś twoje bujanie w obłokach mnie
wykończy – stwierdził z uśmiechem, zajmując miejsce tuż obok niej. Niespokojnie
poruszyła się na fotelu, wciąż uważnie przyglądając się mężczyźnie. – Mamy do
zrobienia kampanię reklamową na przyszły sezon, a ze względu na to, że Paweł
złamał nogę, nie ma kto pojechać tam i koordynować całą tę akcję.
Alicja zakrztusiła się po tych słowach.
- I że niby ja mam to zrobić? – zapytała
z jeszcze większym zdziwieniem, z wrażenia prostując się.
- Pracujesz w dziale ogólnie uznawanym za dział marketingu i reklamy, nie rozumiem twojego zdziwienia.
- Ok, ale po pierwsze pracuję tu
niespełna pół roku, po drugie nawet nie skończyłam studiów, po trzecie … -
zawahała się, bo zaczęło jej brakować argumentów, dla których ten pomysł był
pomysłem całkowicie nieudanym.
- Paweł w ciebie wierzy, więc nie widzę
problemu, abyś miała temu nie podołać. Prawdę mówiąc nie wymaga to jakiś
wielkich zdolności, po prostu masz tam być i czuwać nas wszystkim. Twoje
władcze zdolności kierownicze w końcu ci się na coś przydadzą.
Dziewczyna zaśmiała się gorzko, wciąż
nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą miało miejsce. Paweł był głównym
menedżerem w jej dziale i od samego początku czuła, że darzył ją nieco większą
sympatią, niż pozostałych członków ekipy, ale ten krok był zdecydowanie
przekroczeniem pewnych granic. Zacisnęła z całej siły palce w pięści, czując
jak wbijały się z ogromną mocą w skórę dłoni.
- Przecież ja mam zajęcia po świętach! –
oburzyła się ponownie, próbując chwytać każdej, nawet najbardziej głupiej
wymówki. Bartosz się jednak tylko zaśmiał i poklepując ją przyjaźnie po
ramieniu, wstał i wyszedł. Musiała przełknąć nieprzyjemną gorycz porażki w
starciu z szefostwem i stawić czoła nowemu wyzwaniu.
*
Tegoroczne święta wielkanocne minęły
zdecydowanie za szybko. Nim zdążył się choć przez chwilę porozkoszować błogim
lenistwem i nicnierobieniem, okazało się, że ponownie trzeba było wracać do
pracy. Choć tym razem praca wyglądała nieco inaczej, niż w trakcie sezonu.
Razem z całą ekipą musieli przeanalizować ostatnie miesiące, wyciągnąć wnioski
z błędów, kontynuować pracę nad tym, co okazało się dobre i przede wszystkim
ustalić program na kolejne miesiące, które ze względu na Igrzyska stały się w
pewien sposób wyjątkowe. Do tego wszystkiego doszły jeszcze zobowiązania wobec
sponsorów, a później na horyzoncie jawił się już ciężki powrót na uczelnię. Krótki,
świąteczny odpoczynek z rodziną był jednak Maćkowi bardzo potrzebny, aby na
nowo mógł sobie wszystko poukładać i złapać oddech. Kilka dni wolnego od
medialnego szumu i zamieszania, które zrobiło się wokół jego osoby po zdobyciu
mistrzostwa Polski uświadomiło mu, jak bardzo tęsknił za ciszą i spokojem. Jednak
wszystko, co dobre, szybko się kończyło. Zaraz po powrocie ze świątecznego
odpoczynku, musiał przygotować się na kolejny wyjazd.
- No to teraz będziesz mógł do woli wybierać
w całej rzeszy fanek, mistrzu Polski – stwierdził radośnie, ale z małą nutką
ironii w głośnie Kuba, który właśnie nonszalancko rzucił się na jego łóżku i z
podpartą na dłoniach głową, skrzyżował nogi. Rzucił bratu sugestywne
spojrzenie, poruszając przy tym zabawnie brwiami. Maciek siłował się z torbą,
próbując upchać w niej ostatnią koszulkę, dlatego nawet nie raczył spojrzeć na
starszego brata. Dodatkowo chyba i tak nie miał za wiele do powiedzenia w tej
kwestii, zwykle ignorował jego głupie docinki.
- Chyba tego nie zapnę – odparł
szorstko, licząc na to, że niereagowanie na zaczepki brata zmusi go do
opuszczenia pokoju. Kuba jednak nie zamierzał tak łatwo się poddawać,
zwłaszcza, że od jutra znowu czekała ich rozłąka.
- Nie mówię, że do tej pory nie było
zainteresowania, ale odkąd stałeś się bardziej popularny to już będziesz mógł
towar z wyższej półki wybierać – dodał zamyślonym głosem, w głowie chyba
układając cały plan tego podboju świata kobiet przez Maćka. Młodszy z Kotów
sięgnął po leżącą nieopodal poduszkę i z całej siły wycelował nią w brata.
- Powinieneś zacząć się rozglądać za
swoim zgubionym przy urodzeniu mózgiem.
Kuba zaśmiał się głośno, siadając na
skraju łóżka i spojrzał na niego z uśmiechem.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że tak
po prostu odpuściłbyś jakąś mega seksowną fankę.
- Nie mam czasu na takie rzeczy.
Udało mu się w końcu zapiąć torbę i
dumny z siebie, podparł boki, spoglądając na swój wyczyn z uznaniem. Całkowicie
zignorował starszego brata i bez słowa wyszedł z pokoju, udając się do kuchni, gdzie
czekała już mama kolacją.
- Nawet nie zdążyłam się tobą nacieszyć
– stwierdziła ze smutkiem w głosie rodzicielka, gładząc jego włosy, gdy tylko
zajął miejsce przy stole. Maciek posłał jej litościwe spojrzenie, dając do
zrozumienia, że już dawno skończył pięć lat i powoli wkraczał w dorosłe życie.
- Oj biedny nasz Maciuś – zaczął go
przedrzeźniać Kuba, który zaraz po nim dołączył do reszty rodziny. Młodszy
rzucił mu pełne wściekłości spojrzenie, ale nie zamierzał już tego komentować. Brat
znowu zaczął się głośno śmiać, chwytając do ręki bułkę.
- Idiota – burknął pod nosem
czarnowłosy, co spotkało się z piorunującym spojrzeniem mamy.
- Debil – odpowiedział bez wahania Kuba
z pełnymi ustami, przeżuwając kanapkę.
- Kretyn.
- Tuman.
- Głupek.
- Matoł.
- Tępak.
- Chłopcy! Uspokójcie się! – przerwała
im w końcu matka, rzucając obojgu wymowne spojrzenia. Kuba chciał ponownie
zripostować brata, ale pani Kot ponownie złowrogo na niego spojrzała i chłopak
ze zrezygnowaniem zamknął usta, skupiając się na bułce.
*
Warszawa powitała ich przeraźliwym
chłodem, jak na początek kwietnia. Mimo tego na niebie świeciło piękne, nieco
rażące wiosenne słońce, które dawało iskierkę nadziei na to, że temperatura
wzrośnie choć o kilka małych stopni. Alicja poprawiła ciemne okulary na nosie,
mocniej nasuwając czarny szalik na usta. Trzy kolejne dni miała spędzić w
zimnej stolicy, koordynując projekt reklamowy swojej firmy i po cichu liczyła,
że jej rola zostanie ograniczona wyłącznie do przyglądania się z oddali
poczynaniom profesjonalistów od reklamy. Miała być tylko reprezentatywnym
przedstawicielem korporacji.
- To do roboty robaczki – mruknęła cicho,
podchodząc do grupy kamerzystów, która szykowała sprzęt, podczas gdy cała
reszta ekipy przygotowywała całą scenografię, w której miały być kręcone
poszczególne ujęcia. I już po chwili całe to przedsięwzięcie zaczęło jej się nieco
bardziej podobać. Uśmiechnęła się szeroko, rozglądając dookoła. Wszyscy
kłaniali się i witali z nią, jakby była kimś naprawdę ważnym. Dostała nawet
osobne krzesełko ze swoim nazwiskiem, co dodatkowo wprawiło ją w zdecydowanie
lepszy humor.
- Pani Alicjo, wszystko gotowe, czekamy
tylko na głównych bohaterów przedstawienia – powiedziała z uśmiechem niewysoka
kobieta, podając jej kubek z parującą, aromatyczną kawą. Dziewczyna przez chwilę
patrzyła na nią z podziwem, ale kiedy się otrząsnęła z początkowego szoku,
pokiwała ze zrozumieniem głową i podziękowała za napój. Rozsiadła się wygodnie
na fotelu, który wyglądem przypominał te widoczne zazwyczaj przy kręceniu
wielkich produkcji filmowych. Poczuła wielką moc. Odetchnęła głęboko, z
uniesioną głową i tajemniczym uśmiechem malującym się na ustach, rozejrzała się
ponownie po planie. Stwierdziła, że chyba jednak będzie musiała podziękować
Pawłowi za złamanie tej nogi.
- Przyjechali! – rozległ się nagle
donośny głos jednego z mężczyzn i pozornie panujący tam do tej pory spokój
zamienił się momentalnie w najprawdziwsze pole bitwy, a bezbronna Alicja znalazła
się w samym epicentrum tej walki.
- To się wpakowałam … - mruknęła do siebie,
bezradnie opuszczając ręce. Całe jej dotychczasowe zaangażowanie, zapał i
entuzjazm w jednej chwili, jak za dotknięciem magicznej różdżki, ulotniły się.