piątek, 26 kwietnia 2013

10. Żegnamy się w strugach deszczu.



Sześciogodzinna podróż pociągiem do Krakowa nie była niczym przyjemnym. Alka miała wrażenie, że przez ten dłużący się niemiłosiernie czas przyrosła do niewygodnego siedzenia, dlatego też z wielką ulgą przyjęła fakt, że zbliżali się do celu. W zasadzie przestała już zadawać sobie pytanie, po co tak naprawdę zgodziła się wziąć udział w tym wiekopomnym wydarzeniu, jakim miała być urodzinowa impreza Kota. Chciał być uprzejmy, dlatego kiedy nieopatrznie wspomniał o tym, będąc jeszcze we Wrocławiu, głupio było nie zaprosić i jej, a ona jak ta ostatnia idiotka zgodziła się. Na samą myśl o własnej głupocie, przewróciła wyniośle oczami, zapinając zamek walizki. Szykowała się do wyjścia z przeładowanego pociągu, w którym temperatura zdecydowanie przekraczała jakiekolwiek normy. Odetchnęła głęboko, gdy tylko jej stopy stanęły na płycie peronu. Chwyciła rączkę torby i uważnie rozglądając się za szanowną osobą Macieja, ruszyła z tłumem ludzi w kierunku wyjścia. Chłopak gorączkowo zapewniał o tym, że na pewno pojawi się na dworcu, aby odebrać ją. Jednak Ala nigdzie nie mogła go namierzyć. Sięgała już po komórkę, aby skontaktować się z nim, kiedy na końcu peronu dostrzegła średniego wzrostu chłopaka, trzymającego w dłoni karteczkę ze jej imieniem, a obok ktoś nieudolnie narysował patykowatą kukłę, która prawdopodobnie miała być alicjowym odwzorowaniem. Kiedy zrobiła kolejnych kilka kroków, a tajemnicza postać była coraz bliżej, zauważyła zadziwiająco znajome, ciemnobrązowe spojrzenie, nieco dłuższe ciemne włosy i charakterystyczny Koci nos.
- Cześć! – przywitał się wesoło chłopak, z radością przytulając ją serdecznie. Ala była w lekkim szoku, kiedy tylko pozwolił jej w końcu wyswobodzić się z mocnego uścisku. W jego oczach błyszczały jasne iskierki, kiedy uśmiech przemykał przez usta.
- Cześć? – bąknęła niepewnie, siląc się na coś, co w początkowym zamiarze miało przypominać uśmiech. Bacznie obserwowała chłopaka.
- Jestem starszy Kot. Kuba Kot – wyjaśnił szybko, widząc jej nieco przerażoną i zdziwioną minę. Podał jej rękę, kłaniając się uroczo. Dziewczyna wciąż przyglądała się mu uważnie, nie mogąc wyjść z podziwu nad podobieństwem jego i Maćka. Miał jednak lekko jaśniejszą karnację i nieco bardziej okrągłą twarz.
- Cóż, nie da się ukryć, nie wyrzekniesz się niestety swojego braciszka – mruknęła, mrugając do niego przyjaźnie.
- Niestety – powtórzył za nią, z udawanym smutkiem kręcąc głową i w geście bezradności rozłożył ręce. – Pokarało mnie tym niedorajdą, ale nie martw się … - Kuba delikatnie poklepał ją po ramieniu. – Jestem zdecydowanie lepszy niż mój brat.
- I do tego taki skromny – dodała z uśmiechem, od samego początku czując niesamowitą sympatię względem jego dopiero poznanej osoby.
- Cały ja.
- A gdzie Maciek? – spytała, z ciekawością rozglądając się dookoła.
- Nasza księżniczka stroi się przed imprezą, dlatego wysłał mnie, żebym cię doprowadził na miejsce, ale wiedz, że czynię to z wielką radością – objaśnił jej wszystko, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Znowu się ukłonił, z iście rycerskimi manierami.
- Widzę, że dał ci dokładne wytyczne na temat mojego wyglądu – zaśmiała się głośno, wskazując palcem na rysunek ozdabiający kartkę. Kuba spojrzał na niego, później znowu zwrócił spojrzenie na blondynkę, po czym ze zmrużonymi oczami przystawił kawałek papieru do twarzy Ali.
- Hmmm – mruknął cicho. – Maciek nigdy nie był mistrzem malarstwa. Ale na szczęście Ewka miała kilka twoich zdjęć z planu reklamy, dlatego bez trudu cię dziś poznałem.
Spojrzeli na siebie i gromko się zaśmiali. Chłopak odebrał od niej bagaż i przepuszczając przed sobą, wskazał wyjście na parking, gdzie wsiedli do samochodu, udając się do mieszkania braci.

*

W tej chwili doceniał pomoc kobiecej ręki. Gdyby Ewa nie zgodziła się mu towarzyszyć w przygotowaniach do urodzin, to prawdopodobnie impreza nie odbyłaby się w ogóle. Dziewczyna sprawnie poruszała się w kuchni, w mgnieniu oka sprawiając, że zakupione wcześniej składniki zamieniały się w przepysznie wyglądające potrawy. Był jej szczerze wdzięczny za to.
- Jesteś wielka! – oznajmił z ulgą w głosie, kiedy stół w pokoju był już idealnie zastawiony przekąskami, napojami, owocami i wielgaśnym tortem, w który Kamil wbił świeczkę z kształcie dwóch dwójek. Maciek uśmiechnął się z wdzięcznością do Ewki, a ona odpowiedziała tym samym, poklepując przyjaciela po ramieniu.
- Kiedyś wykorzystam cię w ramach zapłaty za mą niezastąpioną pomoc – odparła radośnie, sięgając po swój aparat i wkroczyła do swojego ulubionego światka fotografii, gdzie rządziła niepodzielnie.
- Brakuje już tylko Kuby – stwierdził Wojtek, jeden z kumpli z uczelni. Maciek przelotnie spojrzał na zegarek, lekko przygryzając wargę. Jakub już dawno powinien wrócić z dworca, bo pociąg z Wrocławia do Krakowa miał dotrzeć prawie godzinę temu. Dosłownie w tej samej chwili drzwi mieszkania otworzyły się i stanął w nich jego jak zwykle uśmiechnięty brat z wielką walizką, dzierżoną w dłoni, a tuż za nim wyłoniła się Alicja, która chyba z lekkim strachem przyjęła fakt, że impreza urodzinowa nabrała takich rozmiarów. Młodszy Kot odetchnął z ulgą, udając się w stronę przedpokoju.
- Co tak długo? – zapytał przez zaciśnięte zęby, wymownie spoglądając na brata. Kuba zrzucił z siebie bluzę, układając spokojnie dłoń na jego ramieniu.
- Wrzuć na luz, twoja przesyłka dostarczona – odparł, robiąc prawie niezauważalny gest głową w kierunku rozbierającej się z wierzchniego odzienia blondynki. Maciek pierwszy raz spojrzał na nią dokładniej. Krótką chwilę przyglądał się dziewczynie, a kiedy i ona spojrzała na niego, uśmiechnął się.
- Cała i zdrowa – dokończyła za Kubę, prezentując się w całej okazałości. – Spore korki o tej porze w tym waszym Krakowie panują – dodała, jakby na usprawiedliwienie, wyjmując z torby mały pakunek, owinięty kolorowym papierem.
- W takim razie, jeśli wszyscy już są, to imprezę uważam oficjalnie za otwartą! – dało się słyszeć uradowany głos Ewy, dochodzący z pokoju i wszyscy zaproszeni goście zaczęli głośno wiwatować. Maciek zerknął na Alę, kiedy Kuba w końcu wygramolił się z niewielkiego korytarza, dołączając do całej reszty, bawiącej się w salonie.
- Cieszę się, że dotarłaś – oznajmił z pełną szczerością, posyłając krótki uśmiech. Dziewczyna uniosła zabawnie ramiona, poprawiając zmierzwione włosy.

*

Z uśmiechem przywitała się ze zgromadzonym towarzystwem, na wejściu otrzymując od Miętusa kieliszek z szampanem. Początkowo myślała, że nie znając tam nikogo cały wieczór przesiedzi w kącie, nie będąc w stanie odezwać się do kogokolwiek, ale szybko nawiązała kontakt z pozostałymi, bez problemów wpasowując się między nich. Dawid od razu pomachał do niej przyjaźnie, poklepując wolne krzesło obok siebie i zapraszając ją w swoją stronę.
- Jak podróż? – zapytał blondyn, odsuwając siedzenie i w prawdziwie dżentelmeński sposób pozwalając jej zająć miejsce. Ala odłożyła kieliszek na stół, poprawiając lekko zadarty spód swojej tuniki.
- Długa i męcząca, polskie koleje potrafią człowieka przyprawić o ból głowy – odpowiedziała z uśmiechem. – Widzieliście efekty waszej ciężkiej pracy? Reklama już hula w Internecie – dodała po chwili, sięgając po dzbanek z sokiem.
- Dobra robota, jeden z lepszych spotów jakie nam przygotowano.
- Miło słyszeć – odparła ze śmiechem, posyłając mu serdeczne spojrzenie.
- Porywam do tańca!
Nie zdążyła nawet nacieszyć się towarzystwem blondyna, kiedy usłyszała nad głową głos Kuby, który nie czekając na jej pozwolenie, chwycił za nadgarstek i z szatańskim uśmieszkiem, wyciągnął ją na środek pomieszczenia, gdzie od kilku chwili bawiła się już część gości. Ala spojrzała przepraszająco na Dawida, ale ten robiąc tylko bezradną minę, wzruszył ramionami.
- Nie brałam pod uwagę tego, że w ofercie imprezy są zapewnione tańce i hulanki – rzekła z perlistym śmiechem, przyglądając się Kubie, gdy po raz kolejny okręcił ją na tym prowizorycznym parkiecie. Spojrzała ze skrzywieniem na swoje wysokie szpilki, żałując, że nie wybrała opcji z wygodniejszymi butami.
- Hulanki to może nie do końca, bo Stefan nie mógł dziś przybyć – zażartował, na co Alicja przewróciła tylko oczami. – A tak poza tym, może mój brat to sztywniak i wizja stypy jawiła ci się przed oczami, ale od czego ma tak wspaniałego mnie, który rozkręci jego nawet najbardziej ponurą imprezę, prawda? – zapytał z dumą, sugestywnie poruszając brwiami. Dziewczyna wybuchła śmiechem, starając się dotrzymać mu kroku. Nawet nie zorientowała się, jak starszy z Kotów zrobił odbijanego i znalazła się w ramionach jednego z kolegów Maćka z uczelni. Musiała wytłumaczyć mu całą historię swojej znajomości z solenizantem, ale chłopak z wyraźną podejrzliwością słuchał jej wyjaśnień, chyba nie do końca w nie wierząc. Nie miała jednak ochoty na spieranie się z nim w tej kwestii, pozwalając by muzyka zawładnęła jej ciałem.


*

Maciek stał oparty o ścianę, w dłoni trzymając szklankę z drinkiem. Obserwował bawiących się gości, którzy najwyraźniej spędzali miło czas. Ewa i Kamil nie rozstawali się praktycznie nawet na moment, wciąż sunąc po parkiecie wtuleni w siebie. Krzysiek znalazł wspólny język z Magdą, koleżanką z grupy i nawet Alicja sprawiała wrażenie bardzo zadowolonej, żywiołowo rozkręcając się z każdą kolejną piosenką.
- Miałeś rację – pokiwał z uznaniem Kuba, dotrzymując mu niespodziewanie towarzystwa. On tylko spojrzał na niego pytająco, unosząc nieznacznie brew ku górze. – Noo wiesz, jak mówiłeś, że jest ładna – wyjaśnił od razu, unosząc wyżej literatkę z trunkiem, wyczekująco licząc na to, że Maciek wypije z nim urodzinowy toast. Brat jednak spojrzał na niego z politowaniem, kręcąc na boki głową. Westchnął cicho, okręcając w dłoni szklankę.
- Nie mam ochoty na twoje głupie żarty – bąknął złośliwie, nie odrywając jednak wzroku od roześmianej twarzy blondynki, która właśnie zsunęła ze stóp buty i ruszyła do tańca z Kubackim. Zdawał się ignorować Kubę, który z tym szelmowskim uśmiechem obserwował go uważnie.
- To nie żarty, mówię jak jest. Ładna, zabawna, inteligenta dziewczyna.
- Może w takim razie umówisz się z nią, skoro jest taka idealna? – zapytał z przekąsem młodszy z braci, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Kuba zaczął się śmiać.
- Złość piękności szkodzi – oznajmił, przekornie uśmiechając się do niego i poklepał go lekko po policzku. Maciek skręcił gwałtownie głowę, odsuwając się od niego. – Nie namawiam cię przecież na ślub z nią, mówię tylko o chwili dobrej zabawy – dodał i wymownie zerknął na niego, mając nadzieję, że czarnowłosy zrozumiał jego ukrytą aluzję.
- Już miałem chwilę dobrej zabawy… – rzekł bezmyślnie, dopiero po wypowiedzeniu tych kilku pochopnych słów zdając sobie sprawę, że ostatecznie się wkopał. Kubowe oczy z wrażenia aż się rozszerzyły, a usta nieświadomie mocniej rozchyliły. Wiedział, że znalazł się w punkcie bez wyjścia, nie było żadnej możliwości ucieczki z tej żenującej sytuacji.
- Ty i Alicja? – zapytał cicho brat, nachylając się w jego stronę, aby nikt nie usłyszał ich rozmowy. Wyraźnie wyartykułował każde ze słów, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z tego, co przed chwilą się dowiedział. – Że ten tego?
Maciek machnął tylko ręką i ominął go, udając się do kuchni. Wiedział, że tej ostatniej części nie musiał, a raczej nie powinien zdradzać bratu. Podparł się na rękach i z cichym westchnięciem pochylił się nad blatem, oddychając zdecydowanie ciężej.
- O, przepraszam! – doszedł go zziajany głos Ali, która właśnie bezpardonowo wkroczyła do pomieszczenia. – Myślałam, że nie ma tutaj nikogo.
- Nic się nie stało.
- Strasznie tam duszno – zaczęła się tłumaczyć, palcem wskazując na zatłoczony salon, w którym zabawa trwała w najlepsze. – Nie masz ochoty na spacer?

*


Kiedy wychodził z mieszkania z blondynką, prawie nikt nie odnotował tego faktu, poza Kubą, który z drugiego końca pokoju pomachał do niego z uśmiechem, unosząc do góry kciuk. Maciek obojętnie spojrzał na niego, licząc w głębi duszy na to, że brat nie miał zamiaru wykorzystać tego, co już wiedział, przeciw niemu. Wolał, aby to wszystko zostało między nimi. Zaczął się nawet zastanawiać nad tym, czy zapraszanie dziewczyny było dobrym posunięciem, bo od tej chwili mógł już zapomnieć o spokojnym życiu, nie tylko z Kubą.
- Czy tak trudno uwierzyć, że ja i ty to zupełnie odrębne żywioły? Jak ogień i woda, czy ziemia i powietrze? – zapytała jakby podenerwowanym głosem, kiedy mijali kolejne krakowskie uliczki, pogrążone w przyjemnej ciszy. Maciek posłał jej niezrozumiałe spojrzenie, mrużąc lekko powieki. – Och, wszyscy twoi znajomi żyją w przekonaniu, że coś nas łączy – wytłumaczyła podniesionym głosem i parsknęła głośno śmiechem, sama nie mogąc wyobrazić sobie chyba takiej sytuacji. Chłopak zawtórował jej, uśmiechając się nieznacznie.
- Nie zwracaj na nich uwagi.
Obojętnie wzruszyła ramionami, mocniej otulając się szalem. Miarowy stukot jej obcasów odbijał się od ścian starych kamieniczek, niosąc echem wzdłuż ulicy. Wyprzedzała go o kilka kroków, idąc ze wzrokiem wbitym w brukowany chodnik. Nie odzywała się już, skupiając swoją uwagę na uważnym stawianiu kroków na nierównym podłożu. Nagle, zupełnie niespodziewanie z zasnutego chmurami nieba zaczął padać delikatny, ciepły deszcz. Na początku były to tylko pojedyncze krople, które co jakiś czas zatrzymywały się na ich rozgrzanych twarzach, ale już po chwili mżawka zaczęła zamieniać się w coraz mocniejszy opad, rytmicznie odbijając się od ciepłego asfaltu. Maciek spojrzał na Alicję, chcąc wracać do domu, ale ta uśmiechnęła się szeroko i rozpościerając nad głową ręce, pozwoliła aby deszcz zrosił jej roześmianą twarz. Okręciła się kilka razy i rozchyliła lekko usta, językiem wyłapując ciepłe krople. Sprawiała wrażenie kilkuletniej dziewczynki, która otrzymała zgodę mamy na pobawienie się w wielkiej kałuży, po przejściu ogromnej burzy.
- Chodź! – krzyknęła do niego, próbując przebić się przez coraz głośniejszy stukot rozchlapującego się na mokrej drodze deszczu i szumu spływającej wody. Wyciągnęła w jego stronę dłoń, a on nie bez wahania ujął ją niepewnie, po czym znalazł się tuż obok niej, kiedy z całej siły przyciągnęła go do siebie. Zarzuciła mu jedną rękę na szyję i zmusiła go do kolejnego obrotu. – No nie bądź taki ponurakiem! – ponagliła go, zmuszając aby dołączył do niej w tej zabawie. On tylko spojrzał pozbawionym wszelkich emocji wzrokiem, obserwując jak wielką przyjemność sprawiała jej ta wydawałoby się dziecinna psota. Zabawnie mrużyła oczy, kiedy krople z coraz większym impetem rozbijały się na jej policzkach. Była już cała przemoczona, a kosmyki włosów uporczywie przyklejały się do twarzy.
- Przeziębisz się – odparł z typowym dla siebie realizmem, co spotkało się z karcącym spojrzeniem Alki, jakby samym wzrokiem chciała przekazać mu, że czasami powaga i opanowanie powinny zejść na drugi plan, bo pewne rzeczy drugi raz się już nie miały okazji się powtórzyć.
- Kuba miał rację, straszny z ciebie sztywniak! Od odrobiny szaleństwa jeszcze nikt nie umarł – ponownie przekrzykiwała szum wody, uderzając chłopaka w ramię. Wysunęła się z jego objęcia i odgarniając z twarzy włosy, stanowczo ruszyła przed siebie z skrzyżowanymi na piersi rękami. Maciek krótką chwilę obserwował, jak oddalała się od niego i bez głębszego zastanowienia pobiegł za nią. Wykorzystując jej chwilowe zamyślenie, złapał ją za ramię i pociągnął w stronę ściany jednego z pobliskich budynków, chroniąc się tym samym przed coraz silniejszym deszczem. Przyparł ją do muru, całym ciałem napierając na nią, tak aby uchronić się przed skapującymi z niewielkiego zadaszenia kroplami wody. Była zdenerwowana, bo dokładnie wyczuwał jak ciężko oddychała, a jej serce biło w zastraszającym tempie. Odruchowo ułożył dłoń na jej talii, przybliżając się jeszcze bardziej. Źrenice w jasnych oczach Alicji z każdą chwilą zdawały się coraz bardziej rozszerzać, a drżące z zimna usta rozchyliły się delikatnie. Był tak blisko, że czuł na twarzy jej ciepły, ale nierówny oddech, a zmysłowy zapach perfum dotarł do jego nozdrzy. Pochylił się lekko, czubkiem swojego zmarzniętego nosa, ocierając się o jej. Zachłysnęła się powietrzem, kiedy dłonią przesunął po przemokniętym materiale ubrania, a jej ciało lekko drgnęło. Zamrugała kilkakrotnie, kiedy kilka kropel deszczu spłynęło z jego mokrych włosów wprost na jej twarz. Wycofał się o kilka centymetrów, by przenieść wzrok z niebieskich oczu na jej wciąż rozszerzone usta. Ponownie wrócił spojrzeniem na wypełnione przerażeniem tęczówki, a koniuszkiem języka oblizał dolną wargę, znowu mocniej na nią napierając. Pochylił się niżej, a dziewczyna po raz kolejny odetchnęła ciężko. Uniosła obie ręce, a dłonie ułożyła na jego barkach, z całej siły odpychając go od siebie. Marszcząc czoło, spojrzała na niego z nieskrywanym wyrzutem.
- Podobno chciałeś być moim przyjacielem. Więc nie niszcz tego.
Wyślizgnęła się z objęcia, potrącając jego ramię, kiedy go omijała. Maciek zaklął siarczyście pod nosem i z pełną świadomością uderzył pięścią w betonową ścianę. Z bólu aż przymknął powieki, momentalnie żałując swojego nierozważnego zachowania.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

9. Pewnie nikt ci nie powiedział, że życie takie będzie.



Otworzyła oczy, kiedy jasne promienie słońca przedzierały się przez niezasunięte zasłony i delikatnie przesuwały się po jej twarzy, przyjemnie ją ogrzewając. Zamruczała z przyjemnością, rozciągając zastane podczas głębokiego snu mięśnie. Czuła się nad wyraz dobrze, ale będąc wciąż w półśnie nie mogła do końca przypomnieć sobie powodu tego błogiego stanu. Bardzo powoli podniosła się z łóżka, siadając na jego skraju i zsuwając stopy na podłogę. Zmrużyła lekko powieki, rozglądając się z tajemniczym wyrazem twarzy po pokoju. Coś było nie tak, ale ona jeszcze nie potrafiła powiedzieć co. Zgarnęła splątane włosy w kucyka, przecierając dłońmi twarz. Nie zdziwił ją nawet fakt, że obudziła się ubrana, bo nierzadko zdarzało jej się po prostu paść na łóżku i obudzić dnia następnego. Powłócząc leniwie nogami udała się w końcu do kuchni, po drodze mijając salon, który zaskoczył ją niesamowitym wręcz porządkiem i złożoną w idealną kostkę pościelą na kanapie. Uniosła z wrażenia brwi, ale nie zamierzała się roztkliwiać nad tym teraz.
- Czyli to wszystko było tylko jakimś chorym koszmarem – mruknęła do siebie, nastawiając wodę na herbatę, kiedy dziwne przebłyski związane rzekomo z wczorajszą nocą zaczęły ją nawiedzać. Wzruszyła ramiona, wskakując na kuchenny blat i z dziecięcą radością zaczęła wymachiwać nogami na boki. Z uśmiechem podziwiała widok skąpanego w słońcu Wrocławia, który rozpościerał się za oknem. Gdy kolejne obrazy z ostatniego snu zaczęły szaleńczo przebiegać w jej pamięci, zaczęła naprawdę poważnie zastanawiać się nad tym, czy nie wydarzyły się naprawdę. Ale szybko porzuciła tę teorię, śmiejąc się z samej siebie. Z błogiego stanu nieważkości i radości wyrwał ją jednak nieprzyjemny dźwięk dzwoniącego telefonu. Ociężale zeskakując na ziemię, poczłapała w stronę parapetu, gdzie właśnie udało jej się zlokalizować komórkę.
- Hania, skarbie! – pisnęła z radością, kiedy tylko dostrzegła imię przyjaciółki na wyświetlaczu. Euforia szybko zamieniła się jednak w przerażenie, kiedy ruda zaczęła zasypywać ją milionem pytań, a Alicja miała wrażenie, że dziewczyna nawet nie próbowała oddychać, skupiając się wyłącznie na swoim słowotoku. Odsunęła aparat od ucha, pozwalając jej się wygadać. Zrobiła w tym czasie dwa łyki gorącej herbaty, rozkoszując się przyjemnym aromatem naparu. Odwróciła się na pięcie, chcąc podejść do szafki, gdzie czekały już na nią płatki śniadaniowe, ale w tej samej chwili w drzwiach kuchni zmaterializowała się postać Maćka. Blondynka przez krótką chwilę patrzyła na niego z totalnym osłupieniem, z szeroko rozwartymi ramionami, w jednej dłoni trzymając komórkę z trajkoczącą Hanką, a w drugiej kubek z wrzątkiem. Nieświadomie otworzyła szerzej usta, ale nawet to nie pomogło w problemie z oddychaniem, jaki ją właśnie nawiedził. Chłopak wydawał się być równie zaskoczony całą sytuacją, jak i ona.
- Już wstałaś? – zapytał niepewnie, a jego ciemne oczy uważnie przyglądały się jej, lustrując dokładnie całą sylwetkę. Zmrużył lekko powieki i z uniesionymi w bezbronnym geście rękami, zbliżył się nieco. Alicja odruchowo wycofała się o krok. Dopiero po upływie kilku chwil i dobiegającym z telefonu wrzasku Hanki, zorientowała się, że połączenie z przyjaciółką wciąż trwało.
- Oddzwonię – wydukała niespokojnie do słuchawki, nie bez problemów wciskając czerwony przycisk. Odłożyła komórkę i kubek na stół, wciąż kątem oka podejrzliwie przyglądając się Maćkowi.
- Wszystko w porządku? – zapytał ją spokojnie, na co Ala pokiwała jedynie głową, przygryzając delikatnie wargę. Zrozumiała, że wszystkie zdarzenia, które dotąd wydawały się jej jedynie gorzkim koszmarem, okazały się być najprawdziwszą prawdą. Poczuła się okropnie zażenowana, zwłaszcza, że wczorajszej nocy pokazała mu wszystkie swoje największe słabości. Opadła bezwiednie na stojące nieopodal krzesło i z bezradnością malująca się na twarzy, podparła brodę na ręce.
- Czyli to wszystko nie było tylko sennym urojeniem? – zapytała retorycznie, posyłając w jego stronę smutne spojrzenie. Maciek zaczął się śmiać.
- Nie było tak źle, nie licząc faktu, że kiedy jesteś nieprzytomna, to twoje ciało staje się wyjątkowo ciężkie – końcówkę dodał już zdecydowanie ciszej, ale ten jadowity uśmieszek na jego twarzy świadczył o tym, że wciąż się z niej nabijał. Ala spiorunowała go wściekłym wzrokiem, robiąc przy tym dość komiczną minę.
- Mogłeś sobie wyjść, nikt nie kazał ci zostawać.
- I tu się mylisz! – zaoponował momentalnie, unosząc do góry wskazujący palec. – Nie pozwoliłaś mi opuścić mieszkania.
Blondynka dostrzegła, że wracanie wspomnienia do minionych godzin było dla niego wielką frajdą, dlatego też postanowiła ukrócić ten temat, przewracając teatralnie oczami. Odetchnęła głęboko i podeszła do niego, wyrywając z dłoni siatkę ze świeżutkimi bułkami, które ku jej, z trudem ukrywanej, radości zakupił przed chwilą. Obserwował ją z zaskoczeniem, ale kiedy rzuciła mu jedno waleczne spojrzenie, tuż przed ograbieniem go z zachęcająco pachnącego pieczywa, parsknął śmiechem i pokręcił z dezaprobatą głową.
- Nie myśl, że kilkoma bułkami wkupisz się w moje łaski! – pogroziła mu nożem, niezdarnie trzymając go w dłoni i po chwili rozkrawając nim chrupiącą skórkę jednej z bagietek.
- Ułożyłem cię grzecznie do łóżeczka, ogarnąłem cały chaos, który zapanował po twojej żałobie, kupiłem i przyniosłem świeże pieczywo, a ty straszysz mnie nożem? – zapytał niby ze smutkiem, ale w jego głosie dało się usłyszeć przedrzeźniający uśmieszek. – Trudno cię zadowolić – dodał chwilę później.
Alicja zastygła w bezruchu, kątem oka spoglądając na niego przez ramię. Pewnie miał sporo racji, ale równocześnie jego nabijający się z niej uśmiech działał na nią jak czerwona płachta na byka, powodując, że momentalnie przybierała postawę obronną. Było w nim coś tak irytującego, że nawet największa sympatia nie była w stanie zniwelować tego wrażenia.
- W takim razie w ramach mojego odkupienia oferuję wycieczkę po Wrocławiu – stwierdziła ze skruchą, stawiając na stole talerz z kilkoma kanapkami. Wymownie spojrzała na chłopaka i zajmując swoje ulubione miejsce pod oknem, sugestywnym gestem głową, zaprosiła go do posiłku.
- Myślisz, że zwykła wycieczka po mieście jest w stanie zrekompensować mi całą noc spędzoną na sprzątaniu twojego bałaganu, a później spaniu na tej okropnie niewygodnej kanapie? – spytał z przekąsem, poruszając brwiami w górę i w dół. Alicja czuła, że nadal się z niej naśmiewał i chyba do końca życia jej tego nie zapomni, a przy każdej nadarzającej się okazji wypomni z wyższością. Zmrużyła lekko oczy, wysuwając nieznacznie usta do przodu.
- Ale śmieszne! Nabijajcie się z kaczora – mruknęła z udawaną złością, rozchylając na boki ręce. Maciek ze śmiechu zakrztusił się przeżuwaną właśnie porcją śniadania.

*

Ich wspólna wędrówka uliczkami Wrocławia nie należała do szczególnie ekscytujących przeżyć. Co jakiś czas Alicja bąknęła jedynie parę zdań o mijanym właśnie budynku, albo historii związanej z miejscem, które odwiedzali. Mimo ciemnych okularów i czapki z daszkiem nie udało się Maćkowi uniknąć spotkania z wiernymi fankami, które od kilku dobrych chwil podążały za nimi, naiwnie wierząc, że były niezauważalne. Z jednej strony sprawiało mu to wielką radość, bo bycie w centrum uwagi było jego małą słabostką, ale z drugiej pragnął chociaż na chwilę odciąć się od zawodu skoczka i pobyć trochę zwykłym Maćkiem. Przy kolejnym podpisywaniu naprędce znalezionego zeszytu do polskiego jednej z wielbicielek, dostrzegł jak Alicja odsuwała się od tej małej grupki, podążając powolnym krokiem przed siebie ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Westchnął głęboko, kiedy niewysoka brunetka poprosiła o kolejne zdjęcie. Przyjął odpowiednią pozę i siląc się na uśmiech, objął ramieniem dziewczynę, zwracając twarz w stronę obiektywu. Z niecierpliwością oczekiwał momentu, aby wreszcie mógł się uwolnić od świergoczących dziewczyn. Co jakiś czas zerkał w kierunku blondynki, która próbowała udawać kompletną obojętność i niewzruszenie całą tą sytuacją. W końcu udało mu się wyrwać z tego wianuszka fanek, które tak niespodziewanie go zaatakowały. Podziękował im za spotkanie i podbiegł szybko do Alicji, mając cichą nadzieję, że już nikt go po drodze nie rozpoznał.
- Przepraszam – burknął ze smutkiem, sam nie do końca będąc zadowolonym z tego zajścia.
- A za co? – zapytała ze zdziwieniem dziewczyna, podnosząc na niego zaskoczony wzrok.
- Nie jest łatwo z tobą koegzystować. Jesteś ciężka we współżyciu – odparł, z cichym świstem wypuszczając powietrze. Opuścił bezradnie ramiona.
- Nikt cię do tego nie zmusza.
Wyczuł w jej głosie nutkę niezadowolenia i ironii, a ukradkowy półuśmiech przemknął prawie niezauważenie przez jego twarz. Szturchnął lekko blondynkę ramieniem, powodując że straciła na moment równowagę, zbaczając z obranej wcześniej drogi. Zaśmiał się głośno. Ala przymknęła na moment powieki i pokręciła na boki głową.
- Przyznaj! – Maciek zatrzymał się tuż przed nią, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Też chciałabyś mój autograf, nie?
Dziewczyna krótki moment przyglądała mu się z uwagą, aby po chwili popukać go wskazującym palcem po czole i ze współczuciem malującym się na twarzy, ominęła go, poklepując lekko po ramieniu. Uśmiechnął się tylko do siebie i odwracając się na pięcie ponownie musiał przyspieszyć kroku, by dogonić pędzącą dziewczynę.
- Czy mogę prosić o auto… auto … auto … o pański podpis? – zaczął naśladować prosiaka Porky’ego z Looney Tunes, jąkając się przy tym nieudolnie. Zamrugał radośnie i zrobił swoje popisowe maślane oczka. Alicja wybuchła śmiechem, odsuwając jego twarz od siebie, kiedy za bardzo zbliżył się do niej. – Też oglądałem Kosmiczny mecz – dodał z dumą, odpowiadając tym samym na jej poranny cytat z kreskówki i uśmiechnął się radośnie, kiedy dziewczyna wciąż nie potrafiła opanować napadu śmiechu.
- Chyba nadal ten typ filmów jest adekwatny do twojego rozwoju psychicznego – podsumowała nieco złośliwie, ocierając łzę z policzka.
- Bywa.
Rozłożył ręce w geście bezradności, Alicja ponownie uraczyła go jedynie pełnym litości spojrzeniem, a on cicho się zaśmiał.

*

Czuła, że całodzienny maraton wycieczkowy po mieście opłacała właśnie pęcherzami na stopach. Było już ciemno, a Wrocław szykował się do snu. Wcześniejszy gwar powoli cichł, a ulice pustoszały. Odchrząknęła znacząco, kiedy po raz kolejny Maciek przyspieszył, a ona zdecydowanie została w tyle, ledwo powłócząc bolącymi nogami. Chłopak zatrzymał się i ze zrezygnowaniem spojrzał na nią, delikatnie uśmiechając się. Ala podreptała ociężale do niego i kiedy nie przestawał się z niej śmiać, uderzyła go z całej siły w ramię.
- A to za co?
- Dla zabawy – mruknęła w odwecie, maszerując dzielnie przed siebie. Każdy kolejny krok był jednak coraz większym koszmarem, a piekąca skóra stawała się wręcz nie do wytrzymania. Kiedy tylko doszli do bulwaru na Ostrowie Tumskim, blondynka zdjęła buty ze stóp i trzymając je w dłoni, dziarsko ruszyła przed siebie. Momentalnie poczuła niesamowitą ulgę, a uśmiech sam wrócił na twarz. Wybrukowany niewielkimi kostkami chodnik prowadzący przez skwer wydawał się być idealnym rozwiązaniem dla jej zmęczonych nóg, przyjemnie masując obolałe miejsca. Wszystko było pięknie do momentu, gdy nie nastąpiła przez przypadek na sporej wielkości kamyk. Jej stłumiony krzyk rozniósł się echem po okolicy.
- Brawo! – powiedział cicho Maciek, nie potrafiąc opanować panicznego śmiechu, kiedy patrzył na jej cierpienie. Alicja dokuśtykała do najbliższej ławki i z przerażeniem w oczach spojrzała na zaczerwieniony punkt na stopie. Ból był tak mocny, że nie potrafiła prosto stanąć na nodze.
- To naprawdę boli – odparła smutno, a jej jasne oczy zaszkliły się od łez. Spojrzała na chłopaka błagalnym wzrokiem, a usta zabawnie wysunęły się do przodu, zupełnie jakby się zaraz miała rozpłakać. Dostrzegła, jak z lekką bezsilnością odetchnął głęboko i podszedł do niej, wysuwając przed siebie dłoń.
- Wstań! – polecił stanowczo, ale kiedy nie wykonała nawet najmniejszego ruchu, tylko patrzyła na niego nieprzytomnie, chwycił jej dłoń i pomógł podnieść się z ławki. – Stań na nią – wydał kolejny, nie znoszący sprzeciwu, rozkaz, a Ala tym razem wykonała zarządzenie Kota. Nie była jednak pewna, co tak naprawdę chodziło po jego głowie, jednak ból był tak przeszywający, że była w stanie zgodzić się na każde szaleństwo, byle tylko dostać się do mieszkania jak najprędzej. Maciek odwrócił się do niej tyłem i odpowiednim gestem dał do zrozumienia, żeby wdrapała się na jego plecy.
- No chyba żartujesz! – zaoponowała zdecydowanie, momentalnie zapominając o bólu. Odepchnęła go lekko od siebie i spojrzała rozeźlona, śląc grom wściekłych spojrzeń. Chłopak patrzył na nią przez chwilę i ze wzruszeniem ramion, udał się w kierunku wyjścia z bulwaru. Alicja zauważyła, jak schował dłonie do kieszeni i nawet nie raczył na nią ponownie spojrzeć. Fuknęła głośno pod nosem, zakładając na siebie ręce. Sugestywnie tupnęła nogą i kiedy czarnowłosy oddalał się coraz bardziej, a przed jej oczami stanęło widmo samotnego kuśtykania do domu, zacisnęła tylko mocno palce w pięści i wypowiadając cichą wiązankę nieprzyjemnych epitetów pod jego  adresem, krzyknęła głośno imię Kota. Nie zauważyła, jak na sam dźwięk jej głosu uśmiechnął się z wyższością do siebie. Odwrócił się w jej stronę i wyczekująco spojrzał na dziewczynę.
- Słucham? – zapytał tak, jakby nic się nie stało. Ala przewróciła tylko teatralnie oczami i klnąc pod nosem, opuściła głowę, nabierając powietrze.
- Niech ci będzie – burknęła, czując ogromne zawstydzenie faktem, że potrzebowała pomocy od niego. Maciek parsknął śmiechem i z wesołą miną wrócił do niej, wciąż skory do niesienia ratunku. Tym razem nie protestowała już. Z wielkim trudem, okupionym jednym upadkiem, wspięła się na niego, obejmując rękami jego szyję i oplotła nogami pas. Kurczowo przytrzymywała się jego koszulki, wyczuwając pod cienkim materiałem wyrzeźbione na treningach mięśnie.

*

Całą drogę uśmiechał się szeroko, zdając sobie sprawę z tego, że Alicja kipiała wręcz wściekłością. A to tylko poprawiało jego humor. Kiedy nieznacznie zsunęła się z jego pleców, a on chciał ją podsadzić, przez przypadek jego dłoń zahaczyła o udo dziewczyny. Aż skrzywił się z bólu, kiedy wymierzyła siarczyste uderzenie prosto w jego klatkę piersiową.
- Łapy przy sobie! – syknęła mu nad uchem.
- Zaraz w ogóle mogę cię puścić i skończy się zabawa – wyjaśnił przez zaciśnięte zęby, wciąż odczuwając lekkie kłucie po wcześniejszym ciosie i odwrócił lekko głowę w bok. Natrafił na jej twarz, a czubek nosa praktycznie otarł się o policzek dziewczyny. Pachniała dokładnie tak samo, jak w noc, kiedy się poznali. Patrzyła na niego pozbawionym wszelkich uczuć spojrzeniem, dlatego uśmiechnął się lekko, wracając do poprzedniej pozycji.
- Od teraz będę mogła mówić, że jeździłam na kocie – oświadczyła dość poważnie, by chwilę później wybuchnąć śmiechem. Maciek jej zawtórował i w ostatniej chwili ją przytrzymał, chroniąc tym samym przed upadkiem. Mocniej chwyciła się go, przytulając całym ciałem do jego pleców. Czuł na szyi przyjemne łaskotanie jej ciepłego oddechu i końcówek wirujących na wietrze włosów.
- To zapewne wielki powód do dumy – wywnioskował z wyższością, potakując z uznaniem głową.
- Nie wiem, ale jest śmiesznie – stwierdziła, wciąż podśmiewając się ze swoich wcześniejszych słów. Oparła wygodnie brodę na jego ramieniu, a chłodny od wieczornego wiatru policzek zetknął się z jego skórą. – Gnaj mój kocie! – rzekła z wielką dostojnością w głosie, przybierając pozę średniowiecznych rycerzy, którzy na swych koniach wyruszali na największe bitwy. Brakowało jedynie zbroi i wykutego z najszlachetniejszego żelaza miecza, ale Alicja zdawała się nie przejmować tym małym niedopatrzeniem, bawiąc się przednio.
- Myślałem, że uderzyłaś się w stopę, a nie upadłaś na głowę – podsumował cicho Maciek, spoglądając na nią pobłażliwie. Dziewczyna wzruszyła tylko obojętnie ramionami, uśmiechając się do niego.





***
Z dedykacją dla szczęściarzy, którzy mają obok siebie prawdziwego przyjaciela ... 

środa, 17 kwietnia 2013

8. Dlaczego tu przychodzisz, kiedy wiesz, że mam dość problemów?



Kilka tygodni później…
Alicja jednym haustem opróżniła kolejną tego wieczoru szklankę z whisky. Lekko chwiejnym krokiem podeszła do kuchennego blatu, ponownie napełniając szklane naczynie złocistym trunkiem. Uniosła szklankę na wysokość oczu i kilkakrotnie przechyliła ją na boki, pozwalając aby alkohol łagodnie oblał ścianki. Zaśmiała się, przesłaniając dłonią usta, kiedy kilka kropel rozlało się na podłogę. Nagle jednak ten perlisty śmiech zamienił się w kolejny potok łez, a ona sama wpadła w furię, zrzucając z szafki, spoczywającą na niej stertę papierów. Bezradnie osunęła się na ziemię, w dłoni wciąż utrzymując whisky. Spojrzała na szklankę ponownie i bez zastanowienia wypiła jej zawartość. Tego dnia nie miała ochoty walczyć ze światem, dlatego jedynym, słusznym wyjściem wydało jej się zresetowanie umysłu przy pomocy alkoholu. Wierzchem dłoni otarła przysychające na policzkach łzy, a kiedy odsunęła rękę od twarzy, dostrzegła na niej ciemne plamy po tuszu. Nie chciała nawet wyobrażać sobie tego, jak musiała w tej chwili beznadziejnie wyglądać. W ogóle ją to nie obchodziło. Z nieskrywanym trudem podniosła się z zimnych kafelek, podtrzymując dłońmi za blat szafki. Nie bez problemu przyszło jej doczołganie się z powrotem na kanapę w salonie, gdzie czekała już kolejna porcja Kinder czekoladek, jej najlepszych kompanów w chwilach rozpaczy. Odwinęła jeden batonik, a srebrzący się papierek obojętnie zrzuciła na dywan, gdzie dołączył do całej kupki pozostałych. To jednak też jej w tym momencie nie poruszało. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Ala rozejrzała się półprzytomnym wzrokiem po pokoju, ale nie dostrzegając nic podejrzanego, sięgnęła po kolejną czekoladkę. Dzwonek odezwał się po raz drugi, ale to również nie przeszkadzało jej w tym, aby nadal konsumować słodkości, które wydawały się być najważniejszą rzeczą na świecie. Ktoś za drzwiami musiał być jednak bardzo nieustępliwy, bo już po chwili rozległo się głośne pukanie.
- Hanka, jak to ty, to przysięgam, że cię zabiję! – krzyknęła rozłoszczona bełkoczącym głosem, niechętnie podnosząc się z sofy. Mruczała coś pod nosem przez całą męczeńską drogę do przedpokoju, śląc pod adresem przyjaciółki bardzo niemiłe epitety. Chwyciła w przelocie pęk kluczy leżący na komodzie, próbując przypomnieć sobie, który był tym właściwym. Szybko doszła jednak do wniosku, że było to zadanie wręcz niewykonalne, dlatego też zaczęła po kolei sprawdzać każdy z nich. Jak na złość, dopiero ostatni okazał się być odpowiednim.
- To nie Han…  
Ujrzała przed sobą kogoś, kogo widzieć w tej chwili nie chciała. Tuż przed jej drzwiami stał nie kto inny, jak Maciek. Krótką chwilę przyglądała mu się bez słowa, po to by zatrzasnąć drzwi przed jego nosem. Momentalnie otrzeźwiała, kiedy ponownie rozległo się uporczywe pukanie. Ogarnięta paniką bardzo powoli nacisnęła klamkę, spoglądając jednym okiem zza drewnianego skrzydła na chłopaka.
- Wszystko w porządku? Coś się stało? – zapytał głosem pełnym troski, dla pewności wciskając stopę między futrynę a drzwi. Alicja początkowo nie miała bladego pojęcia, co powinna teraz zrobić, a dodatkowo wypity alkohol nieco zaburzał jej racjonalne myślenie. Pewnych faktów nie kojarzyła, albo po prostu kojarzyć nie chciała. Nie była w stanie zastanowić się co tak naprawdę robił we Wrocławiu, czego od niej chciał, czy jak ją znalazł. Wszystkie te informacje stały się dla niej totalnie zbędne.
- Odejdź – odburknęła, wciąż chowając się za drzwiami.
- Alicja, nie zostawię cię w takim stanie, wpuść mnie, albo sam wejdę – odparł tonem nie znoszącym sprzeciwu i wykorzystując chwilę jej nieuwagi, pchnął lekko drzwi, bezpardonowo wchodząc do mieszkania, a blondynka zachwiała się, robiąc niewielki krok w tył. Kiedy tylko wszedł, zamykając je za sobą z niezamierzonym trzaskiem, dziewczyna aż podskoczyła ze strachu, spoglądając na niego z szeroko otwartymi powiekami. Czuła, jak jej wargi zaczęły nieznacznie drżeć, a słone łzy znowu zbierały się w kącikach oczu.
- Proszę, wyjdź – wydusiła z siebie resztką sił, uparcie walcząc ze słabością, która zawładnęła całym jej ciałem. Zacisnęła mocno palce w pięści, nerwowym wzrokiem nadal lustrując jego przerażoną twarz. Długo nie była jednak w stanie walczyć z jego spojrzeniem, opuszczając obojętnie głowę w dół.
- Powiesz mi co się stało? – spytał ponownie, odkładając na szafkę pakunek, który ze sobą przyniósł. Zbliżył się do niej i dłońmi objął jej ramiona, potrząsając delikatnie wątłym ciałem. Pokręciła przecząco głową, nie mogąc spojrzeć na niego kolejny raz. Sama myśl o tym, co się stało sprawiała, że czuła się okropnie. Zachowywała się jak rozwydrzone dziecko, ale to wszystko było od niej silniejsze. Kiedy Maciek zrobił kolejny krok w przód, a jego ramiona wydały się być wyjątkowo kuszącym, ale jednocześnie bezpiecznym miejscem, bez zbędnego zastanawiania się, przylgnęła z całą ufnością do niego, obejmując w pasie rękami. Oparła głowę na jego klatce piersiowej, zamykając zmęczone od płaczu oczy. Krótką chwilę stała tak, nie wiedząc jak on zareaguje na jej spontaniczny gest. Wyczuwała to lekkie wahanie w jego poczynaniach, ale prawie od razu otulił ją z troską, niepewnie gładząc dłonią po splątanych włosach.

*

Nie był pewny, jak się zachować, kiedy tak całkowicie bezbronna stała wtulona w jego ramiona. Nie wiedział również, dlaczego znalazła się w takim stanie – czy coś poważnego się stało, czy po prostu miała ochotę się upić. Bo to, że była pijana odczuł już w chwili, gdy tylko otworzyła mu drzwi. Odruchowo objął ją, chociaż nie był do końca przekonany, czy był to właściwy ruch. Lekko drżącymi palcami przesunął po jej miękkich włosach, które teraz znajdowały się w totalnym nieładzie. Ciepło jej rozgrzanego ciała było tak duże, że można było przypuszczać, iż miała wysoką gorączkę, spowodowaną spazmatycznymi wybuchami płaczu. Wyczuł jak niepewnie utrzymywała się na własnych nogach, dlatego zaproponował powrót do środka pokoju. Nie protestowała, oddając się całkowicie w jego władanie i pozwoliła zaprowadzić się na kanapę, gdzie spokojnie pomógł jej usiąść. Po drodze potknęła się kilka razy o własne nogi, ale dzięki niesamowitemu refleksowi Maćka, udało jej się uniknąć zderzenia z podłogą.
- Nie do końca dobry wybór drużyny – bąknął, starając się być zabawnym i rozładować nieprzyjemną atmosferę rozpaczy, która unosiła się w powietrzu, wymieszana z ostrym zapachem alkoholu. Dziewczyna otarła dłońmi umorusane rozmazanym makijażem policzki, związując na czubku głowy koka. Pociągnęła nosem i wyprostowała się, spoglądając niepewnie na własne odzienie.
- Nie dobry, najlepszy – odpowiedziała z kpiną, posyłając mu gniewne spojrzenie. Miała na sobie niebieską, przydługą koszulkę Chelsea Londyn, która ledwo osłaniała jej nagie uda. I chyba dopiero po krótkiej chwili zdała sobie z tego sprawę, bo mocniej naciągnęła materiał, odsuwając się od niego na większą odległość. – Ty zapewne fan tych pożalsięboże aktorów.
- Ależ skąd! – oburzył się, podnosząc głos. – Tylko Real, ale miło wiedzieć, że mamy tych samych wrogów.
- Chociaż tyle – odparła, przewracając w ten charakterystyczny dla siebie sposób oczami. Maciek zaśmiał się. – Odwróć głowę w drugą stronę, a ja idę się ubrać! – poleciła mu władczym tonem, podnosząc się z kanapy i wciąż mozolnie naciągając natrętnie podnoszącą się do góry koszulkę. Początkowo posłuchał jej, ale był tylko facetem, więc ciekawość wzięła górę nad groźbami dziewczyny i od razu jego wzrok powędrował w jej kierunku. Wyglądała nieporadnie, ale jednocześnie był w tym pewien urok, kiedy tak szła do drugiego pokoju, licząc na to, że nie odsłoniła zbyt wiele. A on sam przed sobą musiał przyznać, że nogi miała wyjątkowo ładne. Z pokoju zaczęły dochodzić podejrzane dźwięki, ale kiedy próbował się dowiedzieć, czy potrzebowała pomocy, natychmiast go zbyła i po chwili wróciła w pełnym ubraniu, jednak koszulki nie zmierzała zmieniać.
- Tamta wersja była w mojej opinii dużo lepsza – ocenił, kiedy stanęła w drzwiach, podpierając boki. Skomentowała to wyłącznie cichym prychnięciem i bez słowa udała się do kuchni. Uniósł nieznacznie brew ku górze, a kąciki ust lekko drgnęły.
- Chętnie bym cię czymś poczęstowała, ale … - krzyknęła z drugiego pomieszczenie, nagle zjawiając się w przejściu, z butelką whisky w ręku. – Mam tylko to – dodała ze wzruszeniem ramion, przybierając tę obojętną minę. Wlała część alkoholu do szklanki. Maciek uśmiechnął się pobłażliwie, nie spuszczając z niej wzroku.
- Nie uważasz, że powinnaś już przestać? Może w zamian zrobię ci herbaty? Albo kawy? Co? – dopytywał, podnosząc się z sofy i podszedł do niej, próbując odebrać butelkę.
- Nie widzę powodu, abyś miał mi rozkazywać, czy mnie osądzać.
- Nie osądzam cię, chcę pomóc. Jutro z rana będziesz tego żałować – wyjaśnił spokojnie, wciąż podstępnie próbując wyrwać jej z ręki alkohol, ale jak na swój marny stan była wyjątkowo spostrzegawcza i każdy jego ruch potrafiła dokładnie przewidzieć, robiąc odpowiedni unik.
- Nikim dla mnie nie jesteś, więc nie masz żadnego obowiązku mi pomagać – odpowiedziała złośliwie, teatralnie opróżniając zawartość szklanki przed jego oczami. Odstawiła ją na bok i przetarła ręką usta. Chłopak spojrzał na nią ze współczuciem.
- W tej chwili jestem twoim jedynym przyjacielem.
- Przyjacielem? – parsknęła z ironicznym śmiechem, próbując go wyminąć. W ostatniej chwili udało mu się chwycić ją za ramię i przyciągnąć do siebie.  Potknęła się o róg dywanu i tracąc równowagę wylądowała prosto w jego ramionach. Kiedy zadarła głowę, żeby na niego spojrzeć, dostrzegł że jej oczy zaczęły się szklić od łez. Odgarnął z policzka jasny kosmyk włosów, zakładając go za ucho.
- Powiesz co się stało? – zapytał szeptem, a ona zmrużyła delikatnie powieki, kiedy jego ciepły oddech owiał twarz. Dostrzegł, że powoli zaczynała się poddawać.
- Dobra! – jęknęła z poirytowaniem. Jej wahania nastroju w stanie totalnego upojenia były komiczne. W pół sekundy potrafiła przejść z fazy całkowitej rozpaczy, w nastrój ironiczny, bojowy czy pełen złości. – Mój kot odszedł, nie ma go i już nie będzie – oświadczyła oschle, wyrywając się z jego objęcia. Początkowo Maciek nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać, bo powód wydał mu się nad wyraz błahy. Chciał jednak uniknąć kolejnego wybuchu Ali, dlatego powstrzymał się.
- To wszystko … - wskazał na opróżnioną butelkę i stertę papierków po słodyczach, nie kryjąc lekkiego zaskoczenia. – Z powodu jednego kota?
- Nie rozumiesz – mruknęła smutno z krótkim machnięciem ręką, zajmując miejsce w rogu kanapy i zakopując się w puchowym kocu, który podniosła z podłogi. Ukryła twarz w przyciągniętych do klatki piersiowej kolanach, narzucając na nią pled. Czarnowłosy westchnął z ulgą, przysiadając się do niej.
- Ale w zamian masz za to nowego kota – rzekł całkiem poważnie, próbując zsunąć z jej głowy część koca. Naelektryzowane włosy dziewczyny zaczęły żyć własnym życiem i rozbiegły się we wszystkich kierunkach. Kiedy podniosła wzrok na niego, wskazał z dumą na siebie, szczerząc szeroko zęby.
- Ale ty nie umiesz mruczeć – rzuciła oskarżycielsko, wydymając usta w geście niezadowolenia.
- Chcesz się przekonać? – zapytał zalotnie Maciek, poruszając sugestywnie brwiami.
- NIE! – momentalnie zaprotestowała, odsuwając go od siebie na odległość ręki. Chłopak zaczął się śmiać.

*

Była w takim stanie, że nie chciała znać powodu, dla którego Maciek sam pofatygował się aż do Wrocławia, żeby oddać jej ten nieszczęsny szalik. Nie chciała też zastanawiać się nad tym, jaką idiotką w jego oczach musiała się stać, po tym co przed chwilą zobaczył. To było zbyt wiele jak na jeden wieczór, dlatego musiała zająć myśli czymś zdecydowanie innym.
- Będę w takim razie szedł już – stwierdził cicho, sięgając po bluzę na fotelu. Alicja niepewnie spojrzała w jego kierunku, mrużąc lekko oczy.
- Przyjechałeś tutaj pół Polski tylko po to, żeby mi oddać ten cholerny szalik i od razu wracasz?
Uniosła ze zdziwieniem brwi, wciąż bacznie obserwując go, jak się ubierał. Odwrócił się do niej, posyłając ciepły uśmiech.
- Prawdę mówiąc liczyłem, że pokażesz mi Wrocław, ale w tym stanie …
Znowu głośno prychnęła, nie mając najmniejszego zamiaru brać na siebie winy za to, że się upiła. To było jej życie i robiła z nim co chciała. Zsunęła z ramion ciepły koc i stanęła na równe nogi, wsuwając ręce do kieszeni. Wykrzywiła lekko stopy, z przygryzioną wargą ciągle spoglądając na chłopaka.
- Skoro uważasz się dziś za mojego przyjaciela, to nie mogę pozwolić ci wracać po nocy, albo co gorsze nocować w jakimś obskurnym, hotelowym pokoju. Zostajesz – oznajmiła dobitnie wyrywając mu z ręki kurtkę.
- Nie wiem, czy to najlepsze wyjście.
- Mam gdzieś twoje zdanie na ten temat. I to, że jestem pijana nic tutaj nie zmienia! Na pewno nie powtórzy się to, co miało miejsce w Planicy! O to możesz być spokojny.

*

Alicja uparła się, że jako dobry gospodarz powinna dotrzymać mu towarzystwa przy oglądaniu jakiegoś durnego programu w telewizji. Nie wzięła jednak pod uwagę swojego wskazującego stanu, który sprawił, że kilka minut po tym, jak się do niego dosiadła, momentalnie zasnęła. Kiedy zaczęła głośniej oddychać, spojrzał na nią i uśmiechnął się, kręcąc głową. Wyciszył głos i wstając z kanapy, przykucnął, biorąc blondynkę na ręce. Chciał ją przenieść do drugiego pokoju, bo doskonale wiedział, że spanie w takiej pozycji skończyłoby się wielkim cierpieniem po przebudzeniu. Nie przypuszczał jednak, że sprawi mu tu tyle problemu. Nie była ciężka, ale jej bezwładne ciało było wyjątkowo nieposłuszne i ciągle wysuwało się z jego objęcia. W końcu udało mu się odnaleźć odpowiednią pozycję, która umożliwiła mu przeniesienie dziewczyny na wygodne łóżko.
- Nigdy więcej – mruknął cicho, stopą odgarniając z materaca kołdrę, aby móc ją ułożyć. Kiedy tylko poczuła poduszkę pod policzkiem, prawie od razu się w nią wtuliła, a jej oblicze momentalnie rozpromieniło się. Otulił ją nakryciem, przez chwilę wpatrując się w nią. Wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście, ale mimo to miała w sobie coś z uroczej, trochę zagubionej dziewczynki. Postawił jej jeszcze butelkę z wodą na szafce, znalezioną w kuchni i udał się do salonu, gdzie czekała już na niego, przygotowana wcześniej przez Alę, kanapa.






***

Jesteście niesamowici! *.* 
Nawet nie wiem jak dziękować, chyba się tego po prostu nie spodziewałam. Każde Wasze słowo jest najlepszą nagrodą i jednocześnie motywacją do dalszej pracy! 


piątek, 12 kwietnia 2013

7. Żegnajcie brązowe oczy.



Wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do walizki, rozglądając się uważnie po pokoju, czy czasami przez przypadek nie zostawiła niczego. Na pierwszy rzut oka, wydawało się, że całkiem sprawnie poszło jej pakowanie, ale dopiero kiedy nadeszła kolej zapięcia zamka, okazało się, że problem jednak był. I to spory problem. Alicja westchnęła bezradnie, próbując usiąść na stawiającej jej opór klapie torby. Ten zabieg nie przyniósł jednak żadnego powodzenia. Postanowiła więc w miarę możliwości poukładać bałagan, który panował w środku, ale nawet to nie pomogło. Była niewyspana i wyjątkowo rozdrażniona, dlatego też kiedy kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem, zaczęła głośno piszczeć i tupać nogami, czując jak łzy zbierając się w kącikach jej oczu. W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Otwarte! – krzyknęła łamiącym się głosem, zsuwając się z walizki na podłogę.
- Wszystko w porządku? Słyszałem krzyki i pomyślałem, że coś się stało – zaczął swoje tłumaczenie wysoki blondyn, który właśnie stanął w wejściu i z lekkim przerażeniem przyjął obraz dziewczyny pogrążonej w rozpaczy. Wyraźnie poczuł się zmieszany i zbity z tropu. Ala posłała mu puste spojrzenie, palcami przeczesując włosy, które nachalnie pchały się do oczu.
- Walizka nie chce się zamknąć – mruknęła ze łzami, wskazując ruchem głowy na powód swojego popsutego nastroju. Dawid parsknął śmiechem, chociaż za wszelką cenę próbował się hamować. Dziewczyna spojrzała na niego z wściekłością, rzucając wiązankę przekleństw pod adresem torby.
- Może pomogę? – zaproponował niepewnie, nie będąc chyba do końca pewnym jej reakcji. Zupełnie jakby się jej bał. Blondynka kiwnęła twierdząco głową, odsuwając się od przedmiotu swojego nieszczęścia i pozwalając chłopakowi zająć się tym. Nie minęło kilka sekund, a Kubacki z dumą malującą się na ustach, stanął na proste nogi i szczerząc szeroko zęby, wysunął przed siebie zapiętą walizkę. – Tadam! – zaprezentował w całej okazałości swoje dzieło, nie kryjąc zadowolenia.
- Dziękuję – odburknęła Ala, siadając na skraju łóżka i otarła twarz rękawem bluzy. Po chwili opuściła bezwiednie ręce wzdłuż tułowia, wpatrując się w chłopaka pozbawionym wszelkich uczuć spojrzeniem.
- Zawsze do usług! – odparł Dawid z uśmiechem. – Pomogę ci znieść ją na dół, bo do lekkich rzeczy to twój bagaż na pewno nie należy.
Wysunął plastikową rączkę i bez zbędnego czekania na jej reakcję, wyszedł z pokoju, kierując się prosto na klatkę schodową. Alicja z miną cierpiętnika westchnęła tylko bez przekonania, wiążąc włosy w kok na czubku głowy. Przerzuciła podręczną torebkę przez ramię i podążyła za blondynem. Ten dzień zapowiadał się dla niej koszmarnie.

*

Maciek wygrzebał z przedniej kieszeni walizki swoje ulubione słuchawki i podłączając je do telefonu, włączył ustawioną wcześniej playlistę. Wsunął je na głowę i sięgając po bagaż, wyszedł z pokoju. Kiedy zamykał drzwi, kątem oka dostrzegł, że i jego dotychczasowa sąsiadka również opuszczała swój. Najwyraźniej jednak nie zauważyła go, bo nawet nie spojrzała w tamtym kierunku, tylko od razu skierowała swoje kroki w stronę schodów. Chłopak przyspieszył więc nieco i już po chwili zrównał się z nią, spoglądając z uśmiechem z góry na dziewczynę. Alicja odwróciła się, ale to dziwne wykrzywienie ust na pewno nie można było zaliczyć do kategorii uśmiechu. Dodatkowo jej podkrążone oczy świadczyły o nieprzespanej nocy. Zsunął słuchawki na szyję.
- To cały twój ekwipunek? – zapytał radośnie, chcąc jakoś poprawić jej humor. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
- Nie, Dawid zniósł mi torbę do hallu – wyjaśniła ponuro, nawet nie racząc na niego spojrzeć.
- Coś się stało?
Momentalnie pokręciła przecząco głową, zaciskając mocniej wargi. Ścisnęła dłonią pasek od torebki i jakby przyspieszyła kroku, wyprzedzając go. Ze schodów praktycznie zbiegła, zatrzymując się dopiero przy kanapie stojącej w rogu, na której siedział Kubacki z jej walizką. Maciek nie zamierzał jej już gonić, dochodząc do wniosku, że nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Dlatego też, żeby się więcej nie narzucać, zajął miejsce po drugiej stronie korytarza, wygodnie rozsiadając się na skórzanej sofie. Ponownie założył słuchawki, podkręcając zdecydowanie głośność. Odchylił głowę i zamykając oczy, próbował odciąć się od otaczającej go rzeczywistości. Jednak pewne reakcje były od niego niezależne i co jakiś czas zerkał kątem oka w kierunku dziewczyny, która ze skrzyżowanymi rękami siedziała wciąż w tym samym miejscu, pustym wzrokiem wpatrując się przed siebie. Poprawił się na kanapie, zakładając nogi na siebie.
- Cześć Maciuś! – pisnęła podekscytowana Ewa, przekrzykując nawet płynącą głośno ze słuchawek muzykę. Zsunęła je z jego uszu i ustawiając odpowiednio aparat, zrobiła mu zdjęcie. Kot nawet nie zdążył zareagować, by schować się za swoją dłonią i przesłonić jej obiektyw.
- Zwariowałaś! – obruszył się, kiedy lampka błyskowa poraziła go. Odwrócił się do dziewczyny plecami, ponownie zakładając słuchawki. Spojrzał jednak po chwili za siebie na wciąż uśmiechającą się żonę przyjaciela. Nie miał pojęcia, skąd brała tyle optymizmu do życia.
- Oj Skarbie, nie gniewaj się – jęknęła z udawanym smutkiem, głaszcząc go po ramieniu. Maciek odsunął się jeszcze dalej, na co Ewa wpadła w głośny śmiech i pokręciła z dezaprobatą głową, dając mu już spokój. Odetchnął z ulgą, kiedy odeszła od niego, na kolejną swoją ofiarę obierając sobie biednego i nieświadomego zagrożenia Krzysia. Miętus był jednak typem człowieka bezkonfliktowego, dlatego nawet nie raczył zareagować, kiedy stał się celem jej sesji zdjęciowej. Maciek zaśmiał się pod nosem, podziwiając cierpliwość kolegi. Skupił się tak na tej dwójce, że nie zauważył, jak Alicja podeszła do niego.
- Przyszłam się pożegnać, zaraz przyjedzie mój transport – powiedziała oschle, wyciągając do niego dłoń. Początkowo nie wiedział, jak się zachować, ale kiedy otrząsnął się, ujął jej rękę, ściskając ją delikatnie.
- Miło było poznać – odparł, przesuwając się na tyle, aby zrobić jej miejsce na sofie. Blondynka usiadła, zdejmując z szyi szalik.
- Przepraszam za moje zachowanie, chyba się nie wyspałam – mruknęła z wyraźną skruchą w głosie, wciąż wpatrując się w czarnowłosego.
- Nie da się ukryć, ale rozumiem, już za mną tęsknisz i stąd ten podły nastrój – powiedział z uśmiechem, co Alicja skwitowała tylko oskarżycielskim spojrzeniem, ale za chwilę sama się uśmiechnęła. Pierwszy raz tego ranka.
- Wybacz, nie przywiązuję się do ludzi, a co za tym idzie, rzadko za nimi tęsknię – odszepnęła cicho, mrugając do niego okiem. – Poza tym to pewnie nasze ostatnie spotkanie, więc nie będziesz musiał mniej już nigdy więcej oglądać, podobnie jak resztę swoich przelotnych znajomości.
- Nigdy nie mów nigdy – odpowiedział, unosząc delikatnie brwi do góry. Dziewczyna zaśmiała się, przymykając na chwilę oczy.
- Maciej, Maciej. Powodzenia.
Poklepała go po kolanie i posyłając ostatnie krótkie spojrzenie, podniosła się i ruszyła w stronę głównego wyjścia, gdzie właśnie podjechał samochód, na który zapewne czekała. Czarnowłosy nie spuścił ani na moment z niej swojego wzrok, aż do chwili kiedy drzwi ciemnego wozu zamknęły się z tłumionym trzaskiem i auto odjechało. Dopiero donośny głos Łukasza o zbiórce przy recepcji sprowadził go z powrotem na ziemię. Poruszył się nerwowo, spoglądając pustym wzrokiem w przestrzeń przed sobą. Potrząsnął lekko głową, mierzwiąc palcami włosy i kiedy sięgał po torbę, zauważył leżący obok niego szalik. Odruchowo spojrzał za szklane drzwi wejściowe hotelu, ale na podjeździe już dawno nie było nikogo. Niepewnie rozejrzał się dookoła i bez zastanowienia sięgnął po zgubę, chowając ją do plecaka.

*

Cisza, spokój, własne łóżko, ulubiona poduszka. Tego właśnie było jej potrzeba po tych męczących dwóch dniach w ciągłym pośpiechu. W końcu bez żadnych hałasów za ścianą mogła odpocząć. Padła jak nieżywa na łóżko, wbijając nieobecny wzrok w jasny sufit. Chciała całkowicie zresetować umysł i bez żadnych obciążeń po prostu zasnąć, bo czuła jak powieki same jej się zamykały. Przetarła palcami zmęczone oczy, ziewając głośno. Po chwili przyjęła pozycję siedzącą z utęsknieniem spoglądając w kierunku lodówki, jakby liczyła że mleko, które się tam znajdowało, samo do niej przyjdzie. Z ogromną niechęcią podniosła się i zrzucając z siebie bluzę, wyjęła z szafki kubek, nalewając do niego zbawiennego napoju. W drodze powrotnej do łóżka postanowiła jeszcze tylko sprawdzić szybko pocztę, mając nadzieję, że Bartek napisał do niej z informacją, że jutro miała wolne. Niestety, poza stertą spamu nic ciekawego nie przyszło. I już miała wyłączyć komputer, kiedy rozległ się krótki sygnał, świadczący o nowej wiadomości.
- Teraz to już naprawdę jakiś żart! – syknęła do siebie, rozglądając się nerwowo po pokoju, jakby miała za chwilę natrafić na jakąś ukrytą kamerę. – Łukasz miał twoją wizytówkę, dlatego też pozwoliłem sobie napisać wiadomość na podany na niej adres. Proszę nie brać mnie za jakiegoś nachalnego prześladowcę, nic z tych rzeczy. Mam twój szalik, który nieopatrznie zostawiłaś dziś z rana i jeśli podasz mi adres na który mogę go odesłać, chętnie to uczynię. Spokojnego wieczoru życzę, M. Kot.
Z wrażenia prawie opluła monitor, odstawiając dla bezpieczeństwa kubek z mlekiem na większą odległość. Przetarła usta wierzchem dłoni, bezmyślnie wpatrując się w migający ekran. Mimowolnie sięgnęła ręką w stronę szyi, orientując się, że rzeczywiście czegoś jej brakowało. Delikatnie przygryzła wargę, nie będąc pewną, co w tej sytuacji powinna zrobić. Krótką chwilę dumała nad całym tym wyjątkowo niezręcznym zajściem, które po raz kolejny skazywało ją na utrzymywanie kontaktu z Maćkiem. Prawdę mówiąc wspomniany szalik był jednym z jej ulubionych, ale przecież potrafiłaby bez niego żyć. Kliknęła Odpowiedz.
- Nie jest to tak, że nie umiałabym egzystować bez mojego ulubionego szalika, ale skoro oferujesz swoją pomoc, skorzystam. Mam jednak cichą nadzieję, że nie wykorzystasz tej informacji, aby pewnej ciemnej nocy przybyć do mojego mieszkania i mnie z zimną krwią poćwiartować, a szczątki wrzucić do Odry.
Sama zaśmiała się pod nosem, czytając swoją wiadomość. Dodała na końcu adres i podpisała się, wysyłając maila. Spojrzała jeszcze raz na wcześniejszą korespondencję i kręcąc obojętnie głową, zamknęła laptopa.

*

- Kto to jest Alicja Kozłowska? – krzyknął z pokoju Jakub, kiedy Maciek brał właśnie prysznic. Młodszy z braci aż zastygł w bezruchu na sam dźwięk nazwiska dziewczyny i nie zastanawiając się zbyt długo, wyskoczył z kabiny, o mały włos nie przewracając się na mokrej posadzce. Owijając się pierwszym z brzegu ręcznikiem, wybiegł jak oparzony, kierując się prosto do swojego pokoju. Kiedy dostrzegł brata przy swoim laptopie, aż poczerwieniał ze złości. Jednym, sprawnym ruchem zrzucił go z krzesła, co Kuba opłacił mocno bolącym pośladkiem.
- Nie nauczyli cię, że cudzych korespondencji się nie czyta?! – podniósł zdenerwowany głos, śląc w kierunku wciąż okupującego podłogę Kuby zawistne spojrzenie.
- Uspokój się – odparł starszy, masując sobie pulsujące z bólu miejsce. Przewrócił ostentacyjnie oczami, klepiąc z dość dużą siłą Maćka w ramię w ramach odwetu. – Chciałem coś sprawdzić i akurat w okienku pojawiło się, że przyszła wiadomość – wyjaśnił ze skwaszoną miną.
- I oczywiście musiałeś sprawdzić.
- No i oczywiście musiałem sprawdzić – Kuba zaczął go przedrzeźniać, ale widząc obruszoną minę brata, zaczął się głośno śmiać. Maciek westchnął tylko bezradnie, wskazując ręką drzwi.
- Możesz już iść – poradził mu, nie mogąc już dłużej znieść tego głupkowatego śmiechu.
- Dopiero jak mi powiesz kto to jest. Po twojej reakcji na jej osobę, nie wyjdę stąd dopóki mi wszystkiego nie opowiesz – zarządził hardo Kuba i z wysoko uniesioną głową, przysiadł się na skraju łóżka, niecierpliwie wyczekując na relację brata. Maciek zdjął laptopa z biurka, tak aby brat nie mógł odczytać maila, którego właśnie otworzył. Kiedy tylko kliknął na wiadomość i ją przeczytał, zaczął się podejrzliwie uśmiechać do monitora, co nie uszło uwadze starszego z Kotów. Czarnowłosy jednak totalnie go ignorował, całą swoją uwagę skupiając na treści tej krótkiej odpowiedzi.
- Ładna? – zapytał Kuba, a podstępny uśmiech przebiegł przez jego twarz. Znał go na tyle, że doskonale wiedział, kiedy wykorzystać jego zadumanie, aby wyciągnąć istotne dla siebie informacje.
- Ładna – odpowiedział bez zastanowienia Maciek, a kiedy brat klasnął w ręce w geście zwycięstwa, chłopak zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział. Popatrzył na rozradowane oblicze Kuby, który ciesząc się jak małe dziecko, wstał z łóżka i podszedł do niego.
- Tylko się nie zakochuj! – polecił mu z pełną powagą, głosem przepełnionym rodzicielskim rozkazem. Zaraz jednak się głośno roześmiał i poklepał go po ramieniu, zostawiając samego w pokoju. Maciek odprowadził go nieco zbitym z tropu spojrzeniem, w pamięci przywołując identyczne słowa, które usłyszał od Alicji.
- Ja się nie zakochuję – mruknął pod nosem z niezadowoleniem, momentalnie zamykając klapkę komputera. Doszedł go jeszcze stłumiony śmiech brata, ale nie zamierzał tego w żaden sposób komentować.



***
Ach, wszystkie zaległości postaram się nadrobić jak najszybciej to możliwe! Jak o kimś niechybnie zdarzyło mi się zapomnieć, niech da znać! :)
Przygotowywanie hucznej imprezy urodzinowej kochanej mamusi pochłania tak wiele czasu!! Nie polecam! :))